Przedwiośnie na Polewanej, ale na prawdziwej drodze rowerowej jest sucho i jechać śmiało można.
Rowerem w Krasnymstawie
po Polewanej ulicy
Przedwiośnie na Polewanej, ale na prawdziwej drodze rowerowej jest sucho i jechać śmiało można.
Pożyczonym rowerem zaczynamy trasę od tyłu dużego sklepu, bo mały sklep (z przodu dużego sklepu) z rowerami, sezonu jeszcze nie zainaugurował.
Sklep zostaje w tyle, ...
...wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń i cieszymy się widokami natury.
Obracamy głowę na prawo a tam...
Na ostatnim rowerowym odcinku etapie miła niespodzianka – niech no tylko na tych krzewach wyrosną liście!
Wcale nie podejrzewam projektodawcy drogi o zamierzone działanie, raczej niewygodną okoliczność podziału stanów posiadania. Tak czy owak, przestrzeń po lewej wygląda na niepubliczną, można zejść z widoku i przez nikogo niepokojonym, dla kurażu uzupełnić uprzednio zakupione w dużym sklepie płyny (pamiętaj kierowco, żeby nie było o jedno za daleko!).
Niestety pub wygląda na nieczynny.
Pokrzepieni ani się obejrzeliśmy, jak dobijamy do końca trasy.
Na końcu w nagrodę niebywała atrakcja turystyczna – cudownie ocalona (od nisko przelatujących samolotów?) brzoza. Jedyne na całej drodze prawdziwe drzewo nie licząc słupów oświetlenia, prawdopodobnie zaklasyfikowanych przez UE do obiektów przyrodniczych (jeszcze) nieożywionych.
Prawda, że wycieczka interesująca?
I tutaj w sąsiedztwie prawdziwego pomnika przyrody (na bezrybiu i rak ryba – to abstrakcyjne dzisiaj, tak jak już wszystkie inne przysłowia polskie) Yossar już byłby zakończył swoją wspaniałą wycieczkę, gdyby...
...miał rozum.
Niestety Yossar na swoje nieszczęście przeczytał w lokalnej kronice towarzysko-wypadkowej, że wskutek „rozległych konsultacji społecznych” zostało powzięte (prawo) mocne postanowienie, że Polewana – droga rowerowa zostaje prolongowana tam, gdzie bociana można spotkać, czyli do Bocianiej ulicy włącznie z przyległościami.
Ba! Nawet istnieje, nie wiedzieć czemu dobrze ukryte, poświadczenie urzędowe, że nie tylko droga rowerowa, ale cała ulica ma być zbudowana.
I oto nierozgarnięty, z wypaczoną optyką, Yossar już zakładał żółty kaftan, wkładał za pazuchę żółte papiery i wyposażony w teodolit i niezbędne akcesoria włącznie z gumofilcami, gotów rzucić się, sprawdzać gdzie to wszystko, spełniając standardy europejskie, się rozmieści, gdy wtem sobie przypomniał, że to nie jego małpy i nie jego cyrk, czyli go to nie obchodzi.
Jak zrobią, to się przyjdzie przyjedzie i (może) pochwali!
Pomimo to, z wrodzonej ciekawości bociana, niegotowy na błoto Yossar zakasał nogawki i z ciężkim sercem w kierunku puścił zapuścił bociana pawia żurawia .
Jesteśmy u Starego Wieprza nad Starym Wieprzem.
Teren ogólnie wydaje się zagospodarowany.
Występują oznaki przygotowań do igrzysk na ubitej ziemi – nie można jeszcze rozpoznać, czy walki będą na topory, czy też miecze.
Po skręcie zakręcie, uspokojony (że wszystko pod kontrolą) Yossar, w mokrych skarpetkach stracił kierunek i zapragnął się wycofać, czując, że to już koniec (Bocianiej). Rozpoczął odwrót, ale się pomylił i wykierował w uliczkę bliźniaczą, której nazwy nie było dane mu poznać, bo nie znalazł odpowiedniej tabliczki.
Za to właśnie, psy na niego naszczekały!
Widać, jak się nie buduje, psy się nudzą.
Tutaj uliczka łudząco podobna do Bocianiej (tej dawnej historycznej) i w dodatku z gotowymi elementami struktury rekreacyjnej.
Wreszcie Yossar wychynął na ulicę Naczelnika, ...
...a stamtąd już po latarniach...
...i wedle drogowego znaku...
...prosto do sklepu, gdzie skwapliwie opróżnił nagromadzone zapasy napojów uzupełnił nadwątlone zapasy napojów.
Ci, którzy myśleli, że Yossar udał się w opisaną trasę bicyklem, bardzo się pomylili. Yossar dreptał pieszo, przez co nogi mu weszły tam, skąd zazwyczaj wychodzą. Na swoje usprawiedliwienie, że trasę rowerową zilustrował z pozycji spieszonej, ma tylko to, że po drodze żaden, a w szczególności dwukołowy pojazd na drodze rowerowej go nie wyminął, niezależnie czy szedł po stronie nieprzepisowej (czerwonej) czy też po tej wprost przeciwnej właściwej, i ani, ani razu nikt w niego nie przydzwonił na niego nie zadzwonił.
Czyli, biorąc z odwrotnego punktu widzenia, gdyby Yossar poruszał się po drodze rowerowej rowerem wyposażonym w dzwonek, to czułby się tam wyobcowany i tak jakoś głupio.
W drodze powrotnej nasunęły mu się też pewne refleksje.
Pierwsza odnośnie do nazwy miasta.
Zauważył bowiem, że na skutek urozmaicenia rzeźby terenu miasto zza pagórka raz się wyłania, a innym razem staje się niewidoczne. Jakby, innymi słowy ująć – miasto często się chowa.
Drugie spostrzeżenie dotyczy niesamowitego potencjału Polewanej – mianowicie, gdyby wydłubać bodaj połowę wybrukowanego szerokim gestem betonu, to można byłoby uczynić uliczne chodniczki na niejednej bocianio-podobnej, takiej jak Kynologiczna, albo innej takiej samej.
Tylko trzeba pilnować, żeby przypadkiem na odzyskanym gruncie Polewanej jakieś samosiewne drzewko nie wyrosło, bo to od razu dla odpowiednich służb miejskich, czy drogowych (w kompetencje nie wnikam) wielki ambaras i utrapienie, a jak się tak zagapią, to potem tabliczki RWD* będą wieszać!
Nie Panie, to nie po europejsku. Europa to beton, ścieżki rowerowe i boiska! I rzecz jasna nowoczesne kapliczki, abyś wiedział, skąd się to wszytko bierze – z nieba góry Panie, z nieba góry!
„Wszystko za darmo i każdemu wedle potrzeb”
(Czyżby?)
W każdym razie ekologicznie i nowocześnie.
To widać!
Ach, swoją drogą, nie zauważyłem nowoczesnej kapliczki! Pomyślałem, że jest tam gdzieś od frontu sklepu, żeby wszyscy zauważyli łącznie z tymi, którzy już od razu w sklepie kończą swój bieg.
Ostatnio sprawdziłem – NIE MA!
No i teraz to dopiero nie wiem co o tym myśleć! Czy to zmiana obrządku, czy też faktycznie dawali z innego kapelusza?
Już w domu, po wyczerpującej wyprawie, zrelaksowany Yossar niestety zbyt szybko uzupełniał płyny i przekroczył pierwszą prędkość kosmiczną. Orbitował i zwisł zawisł swoim wahadłowcem na niskiej orbicie.
Podczas rutynowego okrążania globu, patrząc między nogi (przez bulaj w podłodze), dokonał piorunującego odkrycia na miarę Machu Picchu – odkrył nową wysokorozwiniętą cywilizację. W bliskim sąsiedztwie planety Krasnystaw zlokalizował gigantyczny kosmodrom, którego dotąd na mapach nie było i o którym nikt wcześniej nie wzmiankował. Ubzdurał sobie, aby tam polecieć.
A co? Niechaj i Yossarowi zaświeci Słoneczko Peru!
Niestety z powodu wyczerpania paliwa, w stanie wyższej konieczności eksplorację musiał odłożyć na dzień kolejny. Pilnie wykonał manewr zejścia z orbity, gorączkowo rozglądając się za choćby najskromniejszym tymczasowym lądowiskiem. Na szczęście, w dole zaświecił intensywnym zielonym kolorem znajomo wyglądający pas startowy. W miarę zbliżania się do lądowiska powiększał się na nim duży fluorescencyjny napis.
P O L E W A N A
Yossar w oparach paliwa na oparach paliwa, lotem koszącym wykonał prawie udane, miękkie lądowanie, tylko nieco ryjąc dziobem podłogę lądowisko.
Na szczęście brzoza ocalała, a gawrony dalej dziobią kruki i wrony dziobią dalej, aż rozdzióbią nas!
Miłych snów Yossar!
__________________________
* RWD – skrót: Ratuj Własną Duszę albo u co poniektórych, substytut na taką samą literę.